Autor |
Wiadomość |
Finegas Lehel |
Wysłany: Nie 13:02, 11 Lut 2007 Temat postu: |
|
Finegas zmęczył się trochę podróżą, przysiadł więc na przewalonym pniu.
Spojrzał w górę, w gwiaździste niebo, które zasłaniały mu korony drzew. Niebo wydawało mu się dziwnie jasne.
Wspiął się na niewielki pagórek nieopodal i przed jego oczami ukazał się widok mrożący krew w żyłach nawet tym, którzy sprzymierzeni są z siłami, których sprawką był ten blask; gdzieś w oddali tryskał z ziemi słup białego światła. Nie było to miejsce inne niż elfi obóz na średniej wielkości wyspie przy południowych wybrzeżach Amerraind.
Lehel nie miał już żadnych wątpliwości; musiał się spieszyć. Zdecydował, że przeteleportuje się trochę bliżej obozu, gdy tylko znajdzie się w bezpiecznej odległości od stolicy. |
|
|
Finegas Lehel |
Wysłany: Pią 23:55, 09 Lut 2007 Temat postu: |
|
Finegas Lehel, okryty czernią płaszcza, szedł niespokojnie przez lasy przylegające do murów Valen Argus. Widział najwyższe wieże pałacu położonego na wzgórzu usypanym specjalni pośrodku grodu. Budowla była doprawdy imponująca. Co więcej, w świetle księżyca marmur prezentował się lepiej niż w oślepiającym blasku słońca.
Starał się pozostać niezauważonym. |
|
|
Richard |
Wysłany: Pią 23:53, 26 Sty 2007 Temat postu: |
|
Mężczyzna westchnął i podniósł z ziemi swój miecz. Wtem koło niego wbiła się strzała. Natychmiast się odwrócił, nikogo nie widział, było już za ciemno. Nagle zauważył drugą strzale mknącą w jego kierunku uchylił się ale nie dość szybko. Przecięła mu ramię. Richard syknął. Ruszył biegiem w stronę skąd oddane były strzały. Strzały latały koło niego co chwilę. Wreszcie ich zauważył. Dwa elfy, stojące pośród drzew. Przyśpieszył. Dopadł pierwszego i ciął mieczem nim ten zdołał co kolwiek zrobić. Jego przeciwnik padł trupem. Drugi napiął łuk i wypuścił strzałę, tym razem nie zdążył się uchylić. Wbiła się w jego bark. Smok krzyknął, ale nie wypuścił borni i dopadł drugiego. Ale ten zdołał wyciągnąć już miecz. Walka trwała chwile, nim elf nie padł na ziemie. Richard ciężko dyszał, osunął się pod drzewem. Złamał drzewiec strzały wystającej z jego barku. W takim stanie na pewno nie dojadę do miasta – myślał – Będę musiał tu czekać aż ktoś mnie odnajdzie albo zginąć.
Zpadła już ciemna noc. Richard stracił całą nadzieje. Wyglądało na to że strzała była zatruta. Wtem gdzieś za drzewami nastąpił krótki błysk światła. Mężczyzna obrócił w tamtą strone głowe. Po chwili za drzew wydobyła się zakapturzona i zmierzała w jego stronę. Uklękła przed nim . Richard nie miał siły aby zaregować. Nieznajoma postać położyła dłonie na jego barku i mrukneła kilka słów w nieznanym mu języku. A następnie rycerz stracił przytomności.
Ocknął sie po pewnym czasie. Leżał przy ognisku.
- Wreszcie sie obudziłeś - powiedział głos za jego plecami. Richard odwrócił głowę w tamtą strone. Oparty o drzewo stal dwudziesto kilku letni młodzieniec.
- Na, Amerra. To Ty Zand ? - jego rozmówca pokiwał głową.
- Dawno się nie widzieliśmy - zauważył i podszedł bliżej - Musimy porozmawiać - dodał.
- Mów - odparł lakonicznie Rycerz.
- Znasz pewnie de Morgana ? - zaczął mag i nie czekając na odpowiedz kontynułował - A więc ostatniego wieczoru, odwiedził naszą wieże w górach i spotkał się z Arcymistrzem, Ktory zaproponował mu tron ... tron Amerraind. I on nie odmówił, tylko postawił jeden warunek Elfy muszą zwyciężyć. Jak rozumiesz to nie w smak więkoszości z nas, bo pewnie jak się oriętujesz za czasów elfów nie byliśmy otwartym stowarzyszeniem, przyjmowano jednynie szlachte. - Zand na chwile zamilkł - Ale nie wiesz jeszcze najważniejszego ... de Morgan nie jest człowiekiem tylko demonem, przyzwanym do naszego świata, zwie się Arai Ralza. Zrób z tym co chcesz, tylko działaj szybko, Nieśmiertelny nie śpi i niedługo znów upomni się o wyspe. A teraz żegnaj stary przyjacielu - gdy skączył odwrócił się i odszedł powolnym krokiem. Richard nie miał pojęcia co o tym myśleć.
- Skąd o tym wiesz ?! - krzyknął za nim. Zand sie obrócił.
- Jestem uczniem kronikarza - odparła, a po chwili zniknął wśród drzew. Rycerz spędzil jeszcze wiele godzin patrząc w ognień nim ruszył do stolicy. Ale był pewien co zrobi.
O ty... Ja już zaczynam się bać xD |
|
|
Isi |
Wysłany: Pią 23:39, 26 Sty 2007 Temat postu: |
|
- Bo nic mnie nie obchodzisz ty i twoje życie! - wrzasnęła w końcu. - Nie mam zamiaru mieć kogoś takiego na sumieniu, idź zaczepiaj swoje ukochane elfy po lasach, skoro musisz! Może któryś przebije cię na twoje własne życzenie! - Dziewczyna oddychała ciężko ze złości. Różowe kolory na jej policzkach, które wymalował mróz zamieniły się w lekko czerwone plamy. - To nie moja wojna, zabijajcie się jeśli chcecie, tylko zostawcie nas w spokoju!
Szarpnęła wodze konia i pognała go do kłusa, a potem w lekki galop, pamiętając by zbytnio nie nadszarpnąć jego sił. Czuła się bardzo, bardzo źle. Nie potrafiła znaleźć sobie miejsca w tym świecie, który lada moment miała ogarnąć wojna. |
|
|
Richard |
Wysłany: Pią 23:32, 26 Sty 2007 Temat postu: |
|
Richard spojrzał prosto w oczy Is.
- Każdy jest zamieszany w wojne, czy tego chce czy nie - powiedział spokojnie - Czemu mnie nie zabijesz ? Ja nie jestem niewinny, a moge tylu niewinnych zabić |
|
|
Isi |
Wysłany: Pią 23:28, 26 Sty 2007 Temat postu: |
|
Isilra popatrzyła na mężczyznę tak, jakby do reszty zwariował.
- Życzę ci, żebyś odnalazł to, czego szukasz. Nie mieszam się w tę wojnę, nie obchodzi mnie z czyjej ręki z giniesz. I na pewno nie z mojej - warknęła i rzuciła miecz na ziemię. Koń ani drgnął. |
|
|
Richard |
Wysłany: Pią 23:24, 26 Sty 2007 Temat postu: |
|
Richard uśmiechnął się pod nosem.
- Nie pierwsza życzysz mi śmierci - powiedział obojętnym tonem - Jeżeli tak bardzo tego pragniesz to proszę - wyciągnął jeden ze swoich mieczy i poddał elfce - Jedno cięcie i po sprawie. |
|
|
Isi |
Wysłany: Pią 23:19, 26 Sty 2007 Temat postu: |
|
- W takim razie, życzę powodzenia. Ktoś kręci się po lesie, to pewnie tylko kwestia czasu, aż trafi cię strzała wroga - prychnęła i zacmokała na konia z zamiarem ruszenia w dalszą drogę. |
|
|
Richard |
Wysłany: Pią 23:18, 26 Sty 2007 Temat postu: |
|
Richard uśmiechnął sie pod nosem.
- Chyba miałaś racje mówiąć że szukam śmierci. Niekiedy śmierć jest jedynym wybawieniem. |
|
|
Isi |
Wysłany: Pią 23:12, 26 Sty 2007 Temat postu: |
|
- Lepiej niż na innych bogów - wzruszyła ramionami. - Dziękuję.
Poprawiła kapelusz i odruchowo poklepała konia po łopatce.
- Co cię skłoniło do opuszczenia murów Valen Argus? Przecież tu jest tak niebezpiecznie. |
|
|
Richard |
Wysłany: Pią 23:07, 26 Sty 2007 Temat postu: |
|
Richard podszedł do elfki.
- W świątyni Hircinea płanie ogień wojny, nie jest dobrze się teraz na niego zdawaś - powiedział - Piękny koń - zauważył. |
|
|
Isi |
Wysłany: Pią 23:04, 26 Sty 2007 Temat postu: |
|
Elfka przytrzymała konia, który wręcz rwał się do galopu po lśniącym od słonecznych promieni śniegu i odwróciła głowę.
Amerze, miejże litość mruknęła, przewracając oczami.
- Dlatego zdaję się na Hiricine - prychnęła. |
|
|
Richard |
Wysłany: Pią 22:59, 26 Sty 2007 Temat postu: |
|
Richard odwrócił głowę i spojrzał w stronę elfki.
- Jednak wyroki Amerra nie są zbadane! - krzyknął rozbawiony |
|
|
Isi |
Wysłany: Pią 22:56, 26 Sty 2007 Temat postu: |
|
Isilra jechała wzdłuż traktu przez lasy okalające stolicę ludzi. Koń szedł żwawym kłusem przez las równo oddychając. Od dawna nie miał okazji pobiegać po lesie, ale pomimo tego wciąż miał niesamowitą kondycję. Dziewczyna uśmiechała się mimowolnie ciesząc bliskością lasu i ulubionego wierzchowca. Ktoś mignął jej między drzewami, była tego pewna, ale postanowiła się nie zatrzymywać. Chwilę później zobaczyła sylwetki jeźdzca i konia na polanie, ale jedynie popędziła Cerbina i odwróciła głowę. |
|
|
Richard |
Wysłany: Pią 22:48, 26 Sty 2007 Temat postu: |
|
Richard zatrzymał się na jednej z polanek w lesie, musiał ochłonąć. Zsiadł z konia i usiadł pod jednym z drzew. Nie daleko ujrzał ślady stóp, zaciekawiło go to... |
|
|
Finegas Lehel |
Wysłany: Pią 19:50, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
- Pozwól, że ja też się uwiarygodnię. Przecież to ja przepędziłem zbójców...
Lehel zwrócił teraz różdżkę w swoją stronę. Z jej końcówki wyleciało kilka iskier i mag zerwał się do bezwładnego lotu na pień najbliższego drzewa, z którego osunął się na ziemię.
- Boli. - stwierdził, po czym z trudem wstał i podszedł do Ralzy. - Ja nas jeszcze jakoś naprawię. A teraz pozwól, że zajmę się transportem tego pomiotu.
Różdżkę z odległości kilku metrów zwrócił w kierunku ciała Ethrila, które poszybowało w górę i tak wyglądał cały jego transport do zamku. |
|
|
Arai Ralza |
Wysłany: Pią 19:44, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
Demon wstał, jęcząc z bólu.
- Nie, dzięki - odparł ze śmiechem. - Ała, ale żeś mnie poturbował, bardzo dobrze, będzie wiarygodnie. Teraz chyba pora wrócić do zamku, prawda? |
|
|
Finegas Lehel |
Wysłany: Pią 19:41, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
- Nie mogę, ale...
Lehel zaskoczył Ralzę, gdyż gładkim i niezauważalnym ruchem wyciągnął z kieszeni różdżkę i wycelował nią w swego rozmówcę. Arai upadł na ziemię. Lehel zaczął nim miotać po glebie pokrytej zgniłą ściółką, niewielkimi kamieniami i szyszkami sosnowymi. Po około pół minuty przerwał. Nostris I de Morgan wyglądał jak po napadzie zbójców.
- Jeszcze coś mam dla Ciebie zrobić? - zapytał druid z przekąsem. |
|
|
Arai Ralza |
Wysłany: Pią 19:37, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
Ralza poczuł się nieswojo, słysząc swoje imię jako tytuł królewski - zawsze służył, nigdy nie władał, chociaż był pewny, że tym razem sobie poradzi. Wstał i sięgnął po nóż - zaczał szybkimi ruchami zadawać sobie rany na ramionach i korpusie, nogach. Kiedy skończył, upuścił nóż i zadrapał się w twarz.
- Lehel, uderz mnie - poprosił. |
|
|
Finegas Lehel |
Wysłany: Pią 19:27, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
Z najbliższej topoli Ralzę dobiegło skrzeczenie kruka.
Był to Finegas. Zleciał do zbrodniarza [phie, tak jakby on nim nie był ^^] na dół i przybrał ludzką postać. Bez słowa wyciągnął różdżkę, nachylił się nad Ethrilem i końcówkę magicznego przedmiotu przyłożył do czoła Ethrila. Mięśnie trupa napięły się do granic możliwości, powieki same mu się otworzyły. Gdy druid oderwał różdżkę, wszystko minęło.
- A jednak broniła go silna magia. Mógł się po chwili ocknąć... - Finegas schował różdżkę do kieszeni - W każdym razie, pierwszy lepszy bardziej doświadczony mag mógłby tutaj zdjąć te zaklęcia. Ethril II nie żyje, przyszedł czas Nostrisa I. |
|
|
Arai Ralza |
Wysłany: Pią 19:18, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
Ralza powoli stawiał kroki, idąc za Ethrilem. Póki co las był zbyt rzadki, aby mógł działać, postanowił czekać, aż zajdą głębiej, w miejsce, gdzie już zaczyna się polowania. Cały czas słuchał z zainteresowanie monologu przyjaciela, nie wtrącając się jednak ani razu, aby król się nie obrócił – mógłby zauważyć, że demon jest spięty i nabrać podejrzeń albo zacząć wypytywać – lepiej uniknąć takich sytuacji.
Po dłuższym czasie drzewa zaczęły rosnąć znacznie gęściej, coraz częściej trzeba było przedzierać się przez krzaki – to odpowiedni moment. Ralza sięgnął do cholewki buta i wyciągnął zeń strzałę i założył na łuk.
- Ethril... – zaczął. – Wybacz, że ci przerwę. Amerraind potrzebuje silnego króla. Ty taki nie jesteś.
Demon uniósł łuk na wysokość oczu i strzelił w mgnieniu oka, bez celowania. Strzała wbiła się głęboko w ciało króla, nim ten zdążył się obrócić. Ralza natychmiast rzucił łuk i doskoczył do króla, aby przytrzymać go przy upadku.
- Przepraszam, Ethril – szepnął, patrząc na gasnące oblicze przyjaciela. – Mam nadzieję, że nie boli. Tak było lepiej dla nas obu.
Król nie zdołał nic odpowiedzieć, otworzył jedynie usta, jakby chciał zapytać „dlaczego?”, jednak to był już koniec. Jasna głowa Ethrila opadła do tyłu, oczy stały się puste. Demon zamknął powieki zmarłego i przez moment patrzył na jego martwe oblicze. Nie żałował swojego czynu, już i tak zabił dziesiątki śmiertelników. Podniósł wzrok i rozejrzał się po najbliższych drzewach. Gdzie on do cholery jest? |
|
|
Finegas Lehel |
Wysłany: Pią 19:16, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
Kruk pojawił się w lesie. Czekał, bo tylko to mu !na razie! pozostało. |
|
|
Arai Ralza |
Wysłany: Czw 23:53, 11 Sty 2007 Temat postu: Lasy wokół stolicy |
|
Lasy wokół Valen Argus w niczym nie przypominają tych wokół Akkii - brakuje w nich zarośli i dzikich zwierząt. Trzeba udać się naprawdę daleko wgłąb lasu, aby natrafić na jakąkolwiek zwierzynę - tak też robi większość myśliwych, których w stolicy nie brakuje.
O tej porze roku każdą gałązkę pokrywają iskrzące się ornamentu ze szrou - śnieg skrzypi pod nogami i iskrzy się wszystkimi kolorami w świetle słońca. Wprawne oko może zauważyć ślady dzikich zwierząt, które niedawno czmychnęły z tego miejsca. |
|
|